Czy był prawdziwy początek wszystkiego?
01 czerwca 2019
Wszyscy wiedzą, że na początku był Big Bang. Bajeczka głosi, że gdy Jan Paweł II spotkał się z Stephenem Hawkingiem, to powiedział mu:
- Zgódźmy się, że wszystko co PO Big Bangu to wasze, a co przed to nasze.
To jest oczywiście legenda podobna do tych o Galileuszu zrzucającym przedmioty z wieży w Pizie, ale obrazuje podejście niektórych do kwestii prapoczątków.
Większość kosmogonii w jakiś sposób mówi o początku wszystkiego. Większość, bo nie wszystkie - na przykład Chińczycy nie interesują się tym specjalnie i w ich kulturze badanie i analiza "początku wszystkiego", które wydają się tak istotne dla nas, są nieistotne.
Opowieści o początkach wszystkiego charakteryzują się jednak pewną wyraźnie powtarzalną cechą, a mianowicie stwierdzeniem, że "na początku był...". Niosą więc w sobie samozaprzeczenie, bo jeśli na początku było COKOLWIEK, to znaczy, że to nie był początek, tylko jakiś etap trwającego procesu, bądź też jeśli to COŚ co na początku BYŁO istniało zawsze, i po prostu nigdy nie było początku, to kwestia początku jest bezprzedmiotowa.
Stephen Hawking w "swojej" ostatniej książce "The Grand Design" miał ponoć stwierdzić, że Bóg nie jest potrzebny do tego, żeby mówić skąd wziął się Wszechświat. Że wystarczające są same prawa fizyki...
Napisałem słowo "swojej" w cudzysłowie, bo książka została napisana i wydana w czasie, gdy z Hawkingiem nie było już właściwie żadnego kontaktu i można z dużą dozą prawdopodobieństwa stwierdzić, że zawarte w niej treści wcale nie odzwierciedlają jego poglądów. Hawking był nie tylko fizykiem, ale i filozofem i z całą pewnością nie zdecydowałby się na stwierdzenie czegoś tak absurdalnego, jak to co przypisuje się mu (bądź sugeruje) w tej książce.
Początek Wszechświata, to jakieś przejście od nicości do czegoś. Odwoływanie się do jakichkolwiek praw fizyki, jako mocy sprawczej wszystkiego, nie jest w żadnym przypadku przedstawieniem jakiegokolwiek początku. Jest jedynie ubraniem w inne słowa tego, co od tysiącleci mówią najprzeróżniejsze kosmogonie (religijne i niereligijne). To, że na początku były prawa fizyki, a nie Bóg, który stworzył niebo i ziemię, albo Chaos to jest jedynie sztuczka językowa - jeśli coś, COKOLWIEK, BYŁO, to znaczy, że to nie był początek!
Początek musiałby być przejściem od nicości do czegoś. Nie bardzo wiadomo, jak mogłoby nastąpić takie przejście, bo nicość nie ma żadnych cech w ogóle. Nicość to nie jest słynna "przestrzeń kwantowa", czy "pustka kwantowa", która jest jak wiadomo pełna różnych kwantowych obiektów.
No bo jeśli jest ona pełna różnych obiektów, to znaczy, że nie mamy do czynienia z nicością, z żadnym początkiem, nawet jeśli te obiekty są wirtualne! Bo nawet jeśli są wirtualne, to SĄ (choć nie spełniają wymagań równania E=mc2), a jeśli są, to znaczy że albo zawsze były, i wtedy nie ma mowy o początku, albo się pojawiły, i to ich pojawienie się z nicości powinno zostać wyjaśnione.
A czym jest nicość? Niczym. Jeśli napiszemy COKOLWIEK o nicości to przestanie być nicością tylko stanie się CZYMŚ, a po to, żeby mówić o prawdziwym początku, to musielibyśmy mówić o powstaniu czegoś z tej nicości. I tu w zasadzie dyskusja się kończy.
Tak więc opowieści o początku Wszechświata nie są tak naprawdę opowieściami o jakimkolwiek początku, tylko o bardziej czy mniej określonym punkcie czasoprzestrzeni, któremu przypisuje się tę nazwę.
I tyle.
Następny tekst
Jeśli uważasz, że to co przeczytałeś było ciekawe albo wartościowe, kliknij na zieloną łapkę. Albo na tę drugą, jeśli nie. Takie kliknięcie zawsze jest przyjemne, bo oznacza, że to co piszę nie pozostawiło Cię obojętnym. Możesz również udostepnić ten tekst w serwisach społecznościowych, dzięki czemu inni też go zobaczą. możesz też zasubskrybować kanał RSS który będzie cię powiadamiał o nowych wpisach: