Na marginesie kolejnej tragedii
15 lipca 2016
Ponieważ padł argument, że "gdyby nie stan wyjątkowy we Francji, to by takie ciężarówki wjeżdżały w tłum co pięć minut", pomyślałem, że być może więcej osób czytających to, co tutaj pisuję wierzy w takie rzeczy.
To oczywiście nieprawda.
Stan wyjątkowy we Francji nie przynosi ŻADNYCH konkretnych, namacalnych skutków, poza kosztami. Owszem, zatrzymano przez ten czas kilka osób za działalność mogącą być określona jako mająca związek z terroryzmem, jednak to nie stan wyjątkowy pozwolił na te zatrzymania, tylko intensywna praca służb specjalnych i policji.
Podawałem jakiś czas temu na mojej tablicy dane liczbowe - których teraz szukał nie będę, bo są po prostu banalne. Na kilka tysięcy rewizji przeprowadzonych od momentu wprowadzenia stanu wyjątkowego jedna, czy dwie miały ostatecznie jakiś związek z islamską działalnością terrorystyczną.
Stan wyjątkowy jest natomiast potrzebny rządowi francuskiemu do prowadzenia polityki bieżącej. Na przykład do zakazania to tu, to tam zgromadzeń, gdy zakaz taki jest akurat wygodny. Służy po prostu sprzątaniu po niewiarygodnym bałaganie, jaki w życie publiczne i polityczne Francji wniosło pojawienie się przed mniej więcej 60 laty pełnej, niczym niekontrolowanej wolności. Bo pamiętajmy, że wolność, to było jedynie narzędzie walki z komunizmem, a nie jakikolwiek cel w rozwoju idei politycznych.
Dziś, gdy zagrożenie komunizmem zniknęło, należy posprzątać, zebrać tę leżącą na ulicach broń, schować ją głęboko do arsenałów i zapomnieć. Patriot Act w USA czy taki stan wyjątkowy we Francji to doskonała śmieciarka, która może temu posłużyć. Powszechny nadzór i odebranie wolności w imię zapewnienia bezpieczeństwa są bardzo skuteczne przy takich działaniach. Ludzie nie chcą wolności, bo pociąga ona za sobą odpowiedzialność, a odpowiedzialności się boją. Wolą zawsze, by im mówić co mają robić, ale tak konkretnie i szczegółowo najlepiej.
Edwardowi Snowdenowi, który musi się ukrywać w Rosji, bo żadne "wolne" państwo na zachodzie nie odważyło się go przygarnąć, by nie podpaść USA (tyle warte są górnolotne idee) przypisuje się następującą wypowiedź:
"Twierdzić, że jak się nie ma nic na sumieniu, to nie trzeba się obawiać powszechnej inwigilacji to tak, jakby stwierdzić, że nie ma się co bać cenzury, jak się nie ma nic do powiedzenia."
Ładne zdanie trafiające w samo sedno sprawy. Problem w tym, że ma ono poruszyć sumienia, bo mogłoby się wydawać, że wolność słowa jest łatwiejsza do zrozumienia, ale ludziom wolność słowa też nie jest potrzebna. Chętnie uwierzą, że cenzura jest konieczna i dobra. A czymże innym jak nie przyzwoleniem na cenzurę jest powszechne zgoda dla zwalczania "mowy nienawiści", czy "antysemickich wypowiedzi" czy poprawność polityczna, która nakazuje nieużywanie słowa "zboczeniec" czy "kaleka"? Pokręcenie pojęć w głowach prowadzi nawet do takich absurdów, że są ludzie gotowi przytaczać, w dyskusjach o "antysemityzmie" przykład hitlerowskich Niemiec i tego, co się tam stało po 1933 roku, jakby to zbyt wielka wolność wypowiedzi doprowadziła do niemieckich zbrodni.
Stan wyjątkowy we Francji jest skuteczny. Skutecznie przywraca "normalność", tyle, że nie ma nic wspólnego z terroryzmem...
To znaczy ma, ale nie jest on celem, tylko pretekstem.
Następny tekst
Jeśli uważasz, że to co przeczytałeś było ciekawe albo wartościowe, kliknij na zieloną łapkę. Albo na tę drugą, jeśli nie. Takie kliknięcie zawsze jest przyjemne, bo oznacza, że to co piszę nie pozostawiło Cię obojętnym. Możesz również udostepnić ten tekst w serwisach społecznościowych, dzięki czemu inni też go zobaczą. możesz też zasubskrybować kanał RSS który będzie cię powiadamiał o nowych wpisach: