Panie pozwól, bym potrafił...
11 października 2016
Dreszcze i zimny pot na plecach dziś rano poczułem.
Tak się akurat złożyło, że słuchałem sobie wczoraj po południu i wieczorem ponad godzinnego wywiadu z zastępcą ambasadora Rosji w Paryżu, a potem powtórnie czytałem sobie na temat manipulacji i propagandy wojennej. A dziś rano, jak codziennie, obudziło mnie radio France Info - francuskie radio informacyjne - w którym akurat występowała jakaś pani mówiąca z silnym rosyjskim akcentem i opowiadająca o tym, co się dzieje w Aleppo w Syrii. I w tym kontekście zrobiło mi się właśnie nieprzyjemnie.
Czym innym jest słuchać sobie i czytać o teoretycznych podstawach manipulacji medialnych i propagandy, a czym innym natychmiast po wysłuchaniu i przeczytaniu dostać prosto w pysk taką propagandą.
Pani z rosyjskim akcentem, której nazwiska nie pomnę, ale nie ma ono żadnego znaczenia, bo zawsze w sytuacji nagłej potrzeby znajdzie się jakaś pani z rosyjskim akcentem, mówiła o potwornościach wojny w Aleppo. O tym, jak cierpi tam ludność cywilna, ale szczególnie podkreślała, że operujące tam rosyjskie lotnictwo całkowicie nie bierze pod uwagę tych cierpień. Że dokonuje tam faktycznie świadomych, masowych mordów na tej ludności.
Jedną z zasad propagandy wojennej jest przedstawianie siebie jako ofiary lub jako obrońcy ofiar. Najlepiej niewinnych - stąd powracające wciąż, rozpowszechniane wszędzie zdjęcia rannych, czy zabitych dzieci. Opowieści o ślepym bombardowaniu ludności cywilnej w Aleppo są żywym wcieleniem tych zasad propagandy, wzmocnionym jeszcze rosyjskim akcentem pani, która o tym opowiada.
"No bo skoro sami Rosjanie o tym mówią, to przecież musi to być prawda!"
Gówno prawda.
I nie chodzi tu w ogóle o to, czy Rosjanie zrzucają bomby na ludność cywilną, czy nie. Chodzi o to, że mamy do czynienia z propagandą wojenną, choć wcale nie służącej tej wojnie, która trwa w Syrii, tylko całkiem innej. Nadchodzącej.
Gdyby wziąć pod uwagę jedynie logikę, to należy wiedzieć, że Rosjanie zrzucają bomby na wschodnią część Aleppo, która jest wciąż w rękach terrorystów (tzw. rebeliantów).... Ale... Problem w tym, że owi terroryści - akurat nie ISIS, tylko al Kaida - gonią już resztkami sił, a ich klęska jest wyjątkowo nie na rękę Stanom Zjednoczonym i ich sojusznikom, tyko nie bardzo mają możliwość manewru. Jakiekolwiek celowe bombardowanie ludności cywilnej przez Rosjan, choć niewykluczone, akurat w tym przypadku byłoby całkowicie nieracjonalne, bo obróciłoby się ostatecznie przeciwko obecnym władzom Syrii. Warto pamiętać, że obecne władze Syrii są właśnie tymi władzami, które Rosjanie za wszelką cenę chcą wspierać, bo mają w tym żywotny interes (utrzymanie swoich baz na Morzu Śródziemnym, niedopuszczenie do budowy gazociągu z Kataru do Europy).
Tyle, że tu w ogóle nie chodzi o logikę, tylko o przygotowanie gruntu pod konflikt amerykańsko-rosyjski czy też rosyjsko-amerykański, jak ktoś woli, który może w każdym momencie wybuchnąć w Syrii. Upadek Aleppo (to znaczy przegonienie stamtąd wspieranej przez USA reszty "rebeliantów") może być elementem uruchamiającym ten konflikt, a aktywna obecność wojsk francuskich w Syrii może być przyczyną prowadzenia tej propagandy właśnie we francuskich mediach.
Trudno jest prowadzić wojnę wbrew woli własnych obywateli i to bez względu na to w jak wielkim stopniu można ich do udziału w wojnie zmusić. Przekonali się już o tym pół wieku temu Amerykanie w Wietnamie, gdzie wojnę przegrali częściowo również w wyniku braku poparcia własnych obywateli. Ważne jest więc, by za pomocą odpowiednio przygotowanej propagandy przekonać obywateli, że w nadchodzącym konflikcie będą stali po stronie tych DOBRYCH.
Udział Amerykanów w wojnie w Wietnamie został uzasadniony kłamliwymi twierdzeniami o ataku wojsk północnowietnamskich na amerykański okręt w Zatoce Tonkińskiej, jednak kwestie humanitarne wydają się dziś lepszym argumentem w odpowiednim nastawieniu obywateli do kwestii wojny. Ochrona życia niewinnych cywilów nie tylko uzasadnia najokrutniejsze nawet represje wobec niehumanitarnego wroga, ale dodatkowo pozwala na tworzenie poczucia niewątpliwej wyższości moralnej nad przeciwnikiem.
Jawi się natomiast pytanie, czemu akurat Francja staje się celem propagandy "przygotowawczej"? Odpowiedzi może być kilka. Po pierwsze być może nie tylko Francja jest celem tej propagandy - nie jestem w stanie śledzić na bieżąco mediów we wszystkich krajach. Po drugie zaś warto pamiętać, że od czasu pełnej wasalizacji Francji po zakończeniu prezydencji Jacques'a Chiraca armia francuska była już wielokrotnie wykorzystywana przez USA do realizacji zadań, w tym nawet wprost otwartych agresji przeciwko suwerennym państwom, jak miało to miejsce w 2011 w Libii. Być może teraz rozpoczęcie konfliktu zachodu z Rosją znów planowane jest z wykorzystaniem sił zbrojnych Francji.
Bo co do tego, że szykuje się konflikt wątpliwości już ma coraz mniej osób. Ponad godzinna rozmowa niezależnego dziennikarza z redakcji Thinkerview z pierwszym zastępcą ambasadora Rosji w Paryżu jest tego pośrednim dowodem. Przez godzinę rozmowa kręciła się wyłącznie wokół tematu wojny, choć formuła wywiadu była na tyle luźna, że można byłoby rozmawiać o czymkolwiek innym - o stosunkach rosyjsko-francuskich, o sprawach gospodarczych w kontekście sankcji, o ciekawe kwestii stosunków rosyjsko-chińskich... A jednak jedynym tematem rozmowy była wojna.
Wojnę w zasadzie wprost (poprzez podkreślanie kontynuacji aktualnej polityki) zapowiada również, po przejęciu prezydentury, Hillary Clinton...
Wydaje mi się ważne w tym wszystkim, by starać się nie dawać się oszukać propagandzie wojennej. Wojny NIGDY nie toczą się w obronie jakichkolwiek wartości humanitarnych. Wojny toczą się o władzę i bogactwa. Zawsze i bez wyjątku.
Warto przypomnieć, że w czasie gdy Rosja bombardowała terrorystów we wschodnim Aleppo, Arabia Saudyjska przeprowadziła rajd bombowy na ceremonie pogrzebową w Jemenie zabijając w ciągu kilku sekund ponad 200 osób i raniąc około 500. Rajd ten był najbardziej krwawym jednorazowym rajdem lotnictwa wojskowego na ludność cywilną od czasów drugiej wojny światowej.
Czy ktoś widział gdzieś pełne oburzenia wypowiedzi specjalistów na temat horrorów i barbarzyństwa, jakich Arabia Saudyjska, sojusznik USA, przewodnicząca Komisji Praw Człowieka w ONZ, dopuszcza się w Jemenie? Czy każdy czytający ten tekst może w ogóle uczciwie powiedzieć, że wie cokolwiek na temat trwającej już od co najmniej dwóch lat wojny w Jemenie? Czy każdy z was wie w ogóle gdzie jest Jemen?
Jak już sobie odpowiecie na te pytania, to będziecie wiedzieli odrobinkę więcej na temat tego, jak działa propaganda wojenna. Będziecie nieco bardziej uodpornieni na kłamstwa. Pozwoli wam to mieć błogą świadomość wyższości ludzi którzy wiedzą jak jest, nad ludźmi, którzy nie wiedzą jak jest i wierzą propagandzie, w czasie gdy będziecie umierać od spadających nam na głowę bomb. Będziecie mogli popukać się w czoło, gdy umierający obok wasz sąsiad będzie starał się was przekonać, że umieracie razem za słuszną sprawę. Zawsze jakaś satysfakcja, nie?
Jakże aktualne stają się dziś słowa Kelusa z "Piosenki o Jacku Staszelisie" - "Panie pozwól bym potrafił, gdy ojczyzna mnie zawoła, zamiast piersi wypiąć dupę, bo ta nafta nie jest moja"
Następny tekst
Jeśli uważasz, że to co przeczytałeś było ciekawe albo wartościowe, kliknij na zieloną łapkę. Albo na tę drugą, jeśli nie. Takie kliknięcie zawsze jest przyjemne, bo oznacza, że to co piszę nie pozostawiło Cię obojętnym. Możesz również udostepnić ten tekst w serwisach społecznościowych, dzięki czemu inni też go zobaczą. możesz też zasubskrybować kanał RSS który będzie cię powiadamiał o nowych wpisach: