Dlaczego ona cię rzuciła? (Porozmawiajmy o kobietach)
17 lipca 2020
Uwaga – tekst przede wszystkim dla tych, których ona rzuciła. Nie wiadomo czemu. W każdym razie długie i nudne.
Pytanie ""dlaczego ona mnie rzuciła?" zadają sobie codziennie tysiące mężczyzn na świecie. Znajdują czasami odpowiedzi, ale najczęściej nie pojmują. No bo jak na przykład pojąć, że w momencie samego szczytu kryzysu kobieta opuszczająca mężczyznę mówi mu: "Wiem, że nigdy nikt mnie nie będzie bardziej kochał niż ty". Nie da się tego zrozumieć, jeśli nie zrozumie się pewnych prostych mechanizmów.
To wcale nie jest tak, że kobiety kierują się jakimiś absurdalnymi przesłankami. Kobiety, w stosunkach męsko damskich zachowują się racjonalnie AŻ DO BÓLU! Najczęściej o wiele bardziej racjonalnie od mężczyzn, którzy zazwyczaj nic nie rozumieją, kochają do szaleństwa i wyobrażają sobie, że to wystarczy! A potem świat ci się wali i jesteś całkowicie zagubiony.
Wyjaśnijmy więc sobie jasno i jednoznacznie sprawę, która od dziesiątków tysięcy lat leży u podstaw stosunków między płciami. Zapomnij o miłosnych uniesieniach, o przysięgach w świetle Księżyca i motylkach latających w brzuchu. Podstawowa prawda jest taka, że
KOBIETA JEST Z TOBĄ TAK DŁUGO, I TYLKO TAK DŁUGO, JAK DŁUGO JESTEŚ JEJ NAJLEPSZĄ OPCJĄ.
Jeśli w czasie trwania waszego związku twoja sytuacja się pogorszyła (pod dowolnym względem) i nie gwarantujesz już bezpieczeństwa i dostatniej przyszłości wówczas wszystko się wali. Podobnie gdy okazuje się, że gdzieś na horyzoncie pojawiają się mężczyźni, którzy mogą zaoferować więcej niż ty - i tu nie chodzi jedynie o pieniądze, ale raczej o całokształt sytuacji i perspektyw - nagle z wielkiej miłości robi się piekło.
Znasz to?
Miliony mężczyzn to poznały. Miliony to jeszcze czeka. I najczęściej nigdy nie zrozumieją co się stało. W rozpaczliwych próbach ponownego sklejania czegoś, co nagle już do siebie nie pasuje, zadają pytania w stylu "Ale o co chodzi?", "Powiedz mi, co mogę zrobić, jak mam się zmienić!", nie wiedząc, że jest już zbyt późno. Bo to zazwyczaj jest już koniec pewnego procesu, którego istnienia mężczyzna zazwyczaj nie zauważa.
Po pierwsze kobieta, aby być z mężczyzną, musi go podziwiać. Wielbić. Za jego piękno, albo za jego siłę, albo za jego pieniądze, albo za jego władzę, albo za jego inteligencję, albo za jego umiejętności... Albo za dowolną kombinację tych i pewnie wielu innych cech. Oznacza to, że pierwszym etapem prowadzącym do zerwania związku przez kobietę jest znaczny spadek lub zniknięcie tego poczucia podziwu. Przestaje kochać to, kim jest jej mężczyzna, przestaje być zachwycona tym, co robi, kim jest.
Po drugie kobieta musi mężczyznę szanować. Nawet jeśli go nie podziwia, gdy minął zachwyt, pozostaje jeszcze szacunek dla mężczyzny jako człowieka. Liczy się ze słowami, nie obraża. Gdy znika szacunek, to właściwie jest już po wszystkim.
Swego czasu sąsiad poskarżył mi się, że jest w szoku, bo żona rzuciła w niego brudną, zasraną pieluchą. Nigdy nic takiego nie miało wcześniej miejsca, a tu nagle... Pomyślałem sobie wtedy, że to już pewnie koniec ich związku.
Mógł prawdopodobnie jeszcze próbować to naprawić, postawić się, być stanowczym (co wcale nie oznacza BRUTALNYM), bo wiele kobiet tego potrzebuje i tego właśnie szuka, ale on nie potrafił. Weszli oboje w tym momencie na drogę coraz szybszego wpadania do piekła.
Żona sąsiada zachowywała się w stosunku do niego coraz gorzej, jakby testowała go, jakby sprawdzała ile w jej mężczyźnie jest stanowczości, swoiście przez nią rozumianej męskości. A on się tylko cofał, ulegał, licząc na zapewne na to, że ona się wreszcie uspokoi. Oczywiście nigdy to nie nastąpiło, rok później mieszkała już z innym mężczyzną, a ojciec jej dziecka żył na skraju bezdomności sypiając u znajomych i pracując od przypadku do przypadku.
Znasz to, co?
O szacunek można powalczyć i można sobie wyobrazić, że się go przywraca, ale gdy się pojawił jego brak, to w zasadzie walizka mężczyzny stoi już w drzwiach. Można próbować być stanowczym, ale to się rzadko udaje.
Trzecim etapem jest sytuacja, w której kobieta nie może już znieść samej obecności swojego mężczyzny przy jej boku. Gdy on ją tylko irytuje, wprowadza w zły humor. Gdy sama obecność w tym samym pomieszczeniu jest pretekstem do kłótni. Gdy do tego dochodzi, to już nie ma odwrotu.
Ci, którzy przeszli przez trudne chwile w swoich związkach potwierdzą zapewne, że nie bardzo odnajdują się w schematach, które czasami można zobaczyć w kinach, gdzie na ekranie pokazywane są rozbite związki, w których kobiety nadal w kąciku serca noszą swojego "ex". Każdy przyzna, że to bajka, bo gdy się przeszło przez trzy etapy rozpadu związku, to nie ma już miejsca na żadne "kąciki". Gdy nie ma podziwu i szacunku, to nie ma już niczego.
Gdy kobieta porzuca mężczyznę, to jest to wynik długo podejmowanej decyzji. To proces, który trwa tygodniami, a często miesiącami lub latami. To nie dzieje się tak, że nagle, rano po śniadaniu ona podejmuje decyzję i w południe każe się mężczyźnie wyprowadzić (bo to tak się najczęściej dzieje na filmach). Wcześniej jest mnóstwo sygnałów, tylko większość mężczyzn nie zwraca na nie uwagi. Jest ich coraz więcej, narastają, ale najczęściej są one widoczne jedynie dla ludzi z zewnątrz, a nie dla samych zainteresowanych. Tak było na przykład z moim sąsiadem, w którego żona rzuciła pieluszką, i który był bardzo zdziwiony tym, że ja nie byłem tym zdziwiony, bo widziałem znaki nadchodzącej burzy już od dłuższego czasu.
W momencie, gdy kobieta utraciła podziw dla swojego mężczyzny, powiedziała mu "ODCHODZĘ". A ten nie zareagował. W momencie, gdy utraciła dla niego szacunek też mu powiedziała "ODCHODZĘ", a on również nie zareagował. I gdy przestała go znosić, to wreszcie powiedziała otwartym tekstem to, czego mężczyzna wcześniej nie rozumiał, lub nie chciał rozumieć. I wtedy było już za późno.
Bo odpowiadać należy od razu, tylko przedtem trzeba rozumieć język, którym mówią kobiety, a to jest trudne.
Czasami jednak jest tak, że nic nie da się zrobić.
Kobiety mają pewną specyficzną cechę, którą jest hipergamia. Oznacza to, że cały czas poszukują wokół siebie mężczyzny, który będzie stał od nich wyżej w hierarchii - fizycznie, finansowo, socjalnie, pod dowolnym względem, najlepiej pod każdym.
To nie jest wynik wychowania, to jest instynktowne, to element kobiecej psychiki od momentu poczęcia. Kobieta szuka bezpieczeństwa, fizycznego, socjalnego, finansowego, które może zapewnić jej i jej potomstwu mężczyzna silny, ważny, bogaty. Oczywiście zdarzają się przypadki, gdy kobiety o bardzo męskich cechach charakteru, dominujące, znajdują sobie mężczyznę uległego, ale nie jest to sytuacja standardowa.
Należy mieć świadomość tego, że kobieta jest słaba. Tak po prostu. A kobieta w ciąży jest jeszcze słabsza. I ta słabość trwa długo, wiele miesięcy, a nawet lat, bo nie ogranicza się do samej ciąży, ale obejmuje połóg i opiekę nad niemowlęciem. I dlatego kobieta potrzebuje opieki, ochrony, bezpieczeństwa. Kobieta w ciąży i w połogu potrzebuje mnóstwo jedzenia, którego sama nie jest w stanie sobie zapewnić. Nie jest też w stanie uciec przed dzikim zwierzęciem.
To, że jesteśmy tu, na Ziemi, teraz, w tym momencie jest wynikiem instynktu, który popychał kobiety do szukania mężczyzn mogących je chronić, zapewnić bezpieczeństwo. Mężczyzn silniejszych, sprawniejszych, skuteczniejszych od nich - oczywiście zawsze spośród tych, których kobieta mogła wokół siebie znaleźć. Dzięki temu instynktowi znajdowała opiekę podczas ciąży, miała co jeść i mogła nakarmić swoje dzieci. I tak przez tysiące pokoleń. Mężczyzna szedł polować, i walczył, by ją bronić, a kobieta bezpiecznie wychowywała dzieci.
Dziś poszukiwanie takiego bezpieczeństwa przekłada się na kwestie pozycji społecznej, możliwości finansowych, choć i wygląd, czyli w ostateczności oznaki dobrego zdrowia fizycznego, też jest bardzo istotny.
Czemu więc kobiety porzucają mężczyzn? Czemu dzieje się to, jak się wydaje, coraz częściej? To proste w swoim okrucieństwie i okrutne w prostocie.
Kobiety robią kariery. Pracują, zarabiają, są coraz wyżej w hierarchii społecznej. A instynkt nakazuje im szukać mężczyzn stojących wyżej od nich! I koniec końców pojawia się wybrzmiewające wszędzie dziś z kobiecych ust pytanie:
GDZIE CI MĘŻCZYŹNI?
To wcale nie jest takie sobie ot, niewinne pytanie ani żart. Ono jest w pełni uzasadnione - kobiety nie znajdują mężczyzn lepszych od siebie, a na tych gorszych po prostu nie zwracają uwagi! One ich nie widzą, nie zauważają, nie wiedzą nawet, że tacy istnieją! Jest to wielki problem szczególnie dziś, gdy upadły społeczne bariery, jakimi był wstyd przed rozwodem i ogólnie złamaniem nakazu wierności narzuconymi przez kulturę ukształtowaną przez religię.
Jest MNÓSTWO mężczyzn, i co najśmieszniejsze jest mnóstwo mężczyzn, którzy nie znajdują w ogóle kobiet. Na zachodzie, bo tam jest to szczególnie widoczne, otwarcie mówi się o "seksualnej biedzie" setek tysięcy mężczyzn, którzy nie mogą znaleźć żadnej kobiety na stałe, którzy co najwyżej mogą skorzystać z usług prostytutki, jeśli ich na to stać. Wśród tych mężczyzn jest mnóstwo takich, których rzuciły żony, gdy znalazły innego mężczyznę zapewniającego im większe poczucie bezpieczeństwa. Mężczyznę stojącego jeszcze wyżej w hierarchii.
Jest mnóstwo facetów na portalach randkowych, jest mnóstwo facetów w klubach nocnych... tylko nie są to faceci, którymi interesują się kobiety mające jakąś pozycję społeczną. Bo one szukają kogoś będącego wyżej od nich.
Kobieta zarabiająca 4000 PLN miesięcznie do ręki w urzędzie nie zainteresuje się ochroniarzem pracującym z 13 zł za godzinę, czy kierowcą autobusu, który ją dowozi do pracy. Z pola jej zainteresowań znika znaczny procent mężczyzn, a okazuje się, że ci, którzy by ją mogli interesować są już zajęci przez kobiety bardziej od niej atrakcyjne.
Gdy się więc pojawia taki mężczyzna, który nie dość, że stoi wyżej w hierarchii, to jeszcze ona mu się podoba, to nagle okazuje się, że mąż zarabiający tyle co ona przestaje być atrakcyjny. Godny szacunku i podziwu. Że zaczyna irytować.
Instynkt, proszę panów, instynkt.
Następny tekst
Jeśli uważasz, że to co przeczytałeś było ciekawe albo wartościowe, kliknij na zieloną łapkę. Albo na tę drugą, jeśli nie. Takie kliknięcie zawsze jest przyjemne, bo oznacza, że to co piszę nie pozostawiło Cię obojętnym. Możesz również udostepnić ten tekst w serwisach społecznościowych, dzięki czemu inni też go zobaczą. możesz też zasubskrybować kanał RSS który będzie cię powiadamiał o nowych wpisach: