Redaktor David Wildstein i nowe oblicze zamordyzmu
18 września 2014
Oto pojawia się i umacnia nowe oblicze zamordyzmu. Wśród moich facebookowych znajomych najwyraźniej prezentuje je red. David Wildstein, który w ciągu ostatnich miesięcy z, wydawałoby się, rozsądnego, młodego dziennikarza, jak sam siebie określał "hipstera" zamienił się w jakąś przerażającą zupełnie propagandową tubę, która wydaje się nie mieć żadnych oporów i ograniczeń w głoszeniu idei... no właśnie, zupełnie nie wiadomo jakich konkretnych idei, poza chyba jedynie chorobliwą nienawiścią do Putina.
Gdy się czyta to, co red. Wildstein pisze można odnieść wrażenie, że Putin jest odpowiedzialny za wszelkie zło tego świata. Pisanie red. Wildsteina jest też pełne faktycznie głębokiej pogardy dla ludzi mieszkających na wschodzie Ukrainy, którym odmawia on właściwie prawa do posiadania własnego zdania. Dla redaktora nie ma żadnych separatystów, są jedynie rosyjscy agenci. Nie ma żadnej wojny domowej, jest tylko agresja Rosji. A jeśli fakty się z tym nie zgadzają, to tym gorzej dla faktów. Jest to okazywanie pogardy ludziom, którym puczystowski rząd w Kijowie próbował odebrać prawo do posługiwania się własnym językiem. Jest to okazanie pogardy ludziom, którzy w przytłaczającej większości głosowali na Janukowycza (i go faktycznie wybrali). Okazanie pogardy ludziom, którzy wciąż mają zapisaną w świadomości i w pamięci głęboką nienawiść do hitlerowców, na związki z którymi powołują się alianci rządu w Kijowie. Pisanie red. Wildsteina pełne jest nawiązań do komunistycznych korzeni, na które powołują się separatyści na wschodzie Ukrainy. Przypomina, że Janukowycz był tym prezydentem, który nie chciał likwidować pomników Lenina... A jednocześnie zapomina, że jego nowi przyjaciele z Majdanu stawiają pomniki Banderze, że całkiem otwarcie afiszują się ze swastykami i nawiązują do tradycji SS Galizien.
Gdy wybucha wojna, pierwszą jej ofiarą staje się prawda. Jest to oczywiste i dla wszystkich chyba zrozumiałe. Jak możemy obserwować poza znikaniem prawdy pojawia się jeszcze inne zjawisko, a mianowicie histeria medialna, której poddają się całkiem poważni dotychczas, wydawałoby się ludzie. Red. Wildstein najwyraźniej też stał się ofiarą histerii i w zasadzie nie byłoby w tym żadnego specjalnego problemu, gdyby nie kilka bardzo niepokojących kwestii.
Pierwszym niepokojącym zjawiskiem jest to, że red. Wildstein nie widzi zupełnie, że płynie dokładnie tą samą łodzią, którą płynie Gazeta Wyborcza. Wydawałoby się, że pewne rzeczy powinny być dla niektórych zrozumiałe, że powinny stanowić fundament i opisu świata. Doświadczenie ostatnich 25 lat pokazuje, że KAŻDA pozycja dotycząca polityki polskiej, która jest propagowana przez Gazetę Wyborczą, jest sprzeczna z interesem Polski. Tak jest ZAWSZE, BEZ WYJĄTKU. Gazeta Wyborcza nie raz pokazała, że dbanie o interes Polski nie jest zbieżne z jej linią redakcyjną.
Człowiek świadomy, a takim powinien być doświadczony już, choć jeszcze młody redaktor Wildstein, powinien wiedzieć, że jeśli jest mu po drodze gdzieś z Gazetą Wyborczą, to nie oznacza to, że Gazeta Wyborcza nagle przeszła na Jasną Stronę Mocy. Takie rzeczy się nie zdarzają. Jeśli komuś na sercu leży dobro Polski, a ma wrażenie, że jest mu nagle po drodze z Gazetą Wyborczą, to znaczy, że zwyczajnie błądzi. To jest pewne.
Drugim niepokojącym zjawiskiem jest brak jakichkolwiek oporów, jakie okazuje redaktor Wildstein, by się afiszować obok ludzi, którzy są jednoznacznie i wprost oskarżani o popełnianie zbrodni wojennych. W jednym z ostatnich swoich wpisów opublikował swoje zdjęcie w towarzystwie gwardzistów z batalionu Aidar.
Aidarowi zarzuca się popełnianie zbrodni wojennych, i zarzucają to nie krwiożerczy putinowcy, tylko Organizacja Bezpieczeństwai Współpracy w Europie i Amnesty International.
Myślę, że przyzwoity człowiek nie powinien się afiszować w takim towarzystwie bez względu na to, jak bardzo sympatyczni mogliby mu się wydawać ci "chłopcy".
Ale najbardziej niepokojące jednak, a wręcz przerażające jest to, co red. Wildstein napisał w swoim ostatnim wpisie na niezalezna.pl
Otóż pod koniec tego wpisu znajduje się następujące zdanie:
Musimy odebrać takim ludziom prawo do mówienia o Kresach
Jeśli coś takiego wychodzi spod pióra człowieka pochodzącego z rodziny o TAKICH tradycjach walki o wolność, jeśli w ogóle mogła mu przyjść do głowy idea ODBIERANIA KOMUKOLWIEK PRAWA DO MÓWIENIA O CZYMKOLWIEK, to znaczy, że dzieje się bardzo źle. To znaczy, że zanika w ogóle jakiekolwiek rozumienie wolności, jej potrzeby i jej wagi.
Sam fakt, że red. Wildsteinowi przyszło do głowy takie sformułowanie jest przerażający. Jeśli dziś dziennikarz uchodzący za prawicowego wzywa do zamordyzmu i odbierania komuś prawa do mówienia, to znaczy że jest bardzo źle.
Smutne, że to red. Wildstein właśnie. Smutne ze względu na nazwisko.
Ale pewnie nikt się tym nie przejmie, bo większość ludzi wolność ma w... gdzieś.
Następny tekst
Jeśli uważasz, że to co przeczytałeś było ciekawe albo wartościowe, kliknij na zieloną łapkę. Albo na tę drugą, jeśli nie. Takie kliknięcie zawsze jest przyjemne, bo oznacza, że to co piszę nie pozostawiło Cię obojętnym. Możesz również udostepnić ten tekst w serwisach społecznościowych, dzięki czemu inni też go zobaczą. możesz też zasubskrybować kanał RSS który będzie cię powiadamiał o nowych wpisach: