W kwestii krzyża, czyli po czyjej stronie jest PRAWDA?
9 sierpnia 2010
Sprawa krzyża przed Pałacem Prezydenckim wywołuje ogromne emocje. Rzadko zdarza mi się spotkać sytuację, co do której tak bardzo nie miałbym wyrobionej opinii. Nie mam poczucia, że powinienem stanąć po którejś ze stron. Z żadną mi nie po drodze.
Obie strony wiedzą, że nie chodzi o krzyż, jako symbol religijny. Tak naprawdę ani jedna, ani druga strona nie chce się jednak do tego wprost przyznać.
Problemem jest samo zdefiniowanie tego, kim tak naprawdę są te "strony"? Czy stroną są ludzie, którzy w obrońcach krzyża widzą oszołomów-moherów? Czy może prezydent jest stroną? A może babcia z transparentem odmawiająca zdrowaśki przed Pałacem? Konserwator zabytków, który nie chce krzyża w tym miejscu? Czy harcerze? A jeśli tak, to którzy? Czy stroną są moi znajomi na Facebooku, którzy zapraszają mnie do wzięcia udziału w obronie krzyża dziś wieczorem? A może stroną są inni moi znajomi na Facebooku, którzy przesyłają mi rysunki Pałacu Kultury zamienionego w wielki krzyż?
Jak się tak dobrze zastanowić, to nie wiadomo, kim są strony konfliktu. Ale nikt nie ma wątpliwości, że konflikt JEST. A jego strony określają się jakby na bieżąco. W ogniu walki.
Ogólnie nie ma wątpliwości, że jest to konflikt sił DOBRA z siłami ZŁA. Przy czym oczywiście umiejscowienie tego dobra i zła nie jest jasne...
Jedne media sugerują, że za to wszystko odpowiedzialny jest Jarosław Kaczyński, Radio Maryja i inne mohery. Inne, że to prezydent Komorowski, premier Tusk i w ogóle lemingi. Ale przecież to nie oni wysyłają ludzi pod Pałac Prezydencki, wbrew temu, co wielu chciałoby sądzić. Gnojki przychodzące do knajpy Gesslera, które po wypiciu kilku wódek za 4 zł kieliszek, nabijają się z modlących nie są wszyscy aktywistami PO. Modlący się nie są wszyscy członkami PiS i wcale nie działają na rozkaz złego Kaczora. I jedni i drudzy są jednak przekonani, że to, co robią jest DOBRE. Nie chodzi tutaj o jakieś abstrakcyjne "dobre intencje", bo nie widzę ich nigdzie w tej historii. Chodzi mi o to, że po prostu obie strony widoczne na ulicy pod Pałacem są tam najwyraźniej z przekonaniem.
Krzyż przed Pałacem Prezydenckim nie jest już w żadnym przypadku symbolem religijnym. Warto by wszyscy o tym pamiętali, bo wciąż pojawiają się pełne hipokryzji głosy, że to Kościół powinien się tym zająć. Z szacunkiem, powagą i tak dalej. Kościół katolicki oczywiście, choć przecież równie dobrze mogliby się nim zając pastorzy protestanccy, prawda? Albo baptyści, Zielonoświątkowcy a nawet prawosławni. Ta hipokryzja dotyczy oczywiście obu stron, bo rozmodlone osoby pod tym krzyżem też wcale nie bronią jego obecności w tym miejscu jako symbolu religijnego, tylko jako pamiątki i symbolu zupełnie niereligijnego. Nawet jeśli deklarują coś innego.
Krzyż pod Pałacem Prezydenckim jest symbolicznym ostrzem zdecydowanie i jednoznacznie skierowanym w ludzi, którzy są dziś u władzy. Historia, która się toczy obecnie wokół krzyża ma swoje źródła w katastrofie smoleńskiej i w faktycznie skandalicznych okolicznościach prowadzonego śledztwa mającego na celu wyjaśnienie jej przyczyn.
Wniosek, jaki narzuca się obserwując medialną stronę śledztwa, jest prosty - władzom Polski nie zależy na tym, by przyczyny katastrofy zostały wyjaśnione. Władze dbają najpierw o dobre stosunki z Rosją, która jest w tej sprawie stroną. Wziąwszy pod uwagę fakt, że Rosja nigdy w historii nie była przychylna Polsce, zrozumiałym jest, że sytuacja wzbudza protest ludzi, którzy mają tego świadomość. Władze zaś przez wiele tygodni nie robiły nic, by zasugerować nawet, że w kwestii śledztwa mogą mieć odrębne zdanie od Rosjan.
Rządzący chcą się wiec pozbyć krzyża, który przez wielu jest uważany za symbol ich, co najmniej, nieudolności.
W konflikcie, z jakim mamy do czynienia nie o krzyż jednak chodzi, tylko o polaryzację postaw. Krzyż pozwala na skupienie konfliktu społecznego wokół symbolu i utrzymanie odpowiedniego napięcia społecznego.
Od czasu zwycięstwa PiS w wyborach i niedopuszczenia PO do resortów siłowych w 2005 roku rozpoczęła się wojna medialna, którą PO obecnie wygrywa. Ta wojna doprowadziła do nadzwyczaj silnej, negatywnej polaryzacji postaw, prowadzącej do przejawów tak niebywałej agresji i nienawiści, jakiej nie pamiętam nawet z czasów PRL. Ludzie nie chcą sobie podawać rąk, przestają ze sobą rozmawiać. Znajoma dyrektorka szkoły nie chciała zaprosić na otwarcie roku szkolnego prezydenta Kaczyńskiego właśnie ze względu na swoje opinie polityczne. To jest zupełnie niebywałe zjawisko, do którego zupełnie nie byliśmy dotychczas przyzwyczajeni. Jest ono tym bardziej dziwne, że mogłoby się wydawać, że w czasie ostatnich 60 lat naszej historii mieliśmy mnóstwo okazji do nienawiści...
Polaryzacja postaw prowadzi do kompletnie absurdalnej sytuacji, w której każdy musi się opowiedzieć po którejś ze stron. Jak tego nie zrobi wprost, to i tak zostanie zakwalifikowany.
- Czy uważasz, że należy przegonić tych moherów spod Pałacu?
- Wiesz, to nie takie proste, bo przecież trzeba jakoś upamiętnić ofiary katastrofy, która jest wydarzeniem na miarę stulecia co najmniej.
- Ty obrzydliwy PiSiorze!
Katastrofa smoleńska i kwestie z nią związane to tylko pewien wyzwalacz, który prowadzi do sprowadzenia dyskusji o polityce i państwie na tematy, którymi łatwo sterować medialnie. Politycy, bez względu na przynależność partyjną, nie mają już dziś nic do powiedzenia na temat Polski. Zakres ich władzy jest tak ograniczony, że muszą znajdować tematy zastępcze, by dyskusja polityczna mogła w ogóle się toczyć, a ich obecność u sterów mogła posiadać niezbędną legitymację społeczną. Uzyskują ją w czasie wyborów, a po to żeby sobie ją zapewnić muszą mieć jak najwięcej zwolenników. Środki do tego wiodące nie mają znaczenia. Mogą przechodzić przez wzniecanie nienawiści i agresji.
Politycy polscy już dzisiaj polską nie rządzą. Nie mają, bez względu na przynależność partyjną, żadnych prawdziwych projektów politycznych, nie nadają kierunku Polsce. To co się w Polsce dzieje decydowane jest gdzie indziej. Nam pozostają sprawy bieżące, podwyższenie lub obniżanie VAT o 1% (bo przecież zniesienie VAT jest zakazane przez prawo unijne), likwidacja armii, bo przecież nie jest potrzebna gdyż nikt nam nie zagraża, oraz przenoszenie z godnością krzyża w inne miejsce.
Politycy już Polską nie rządzą. Urządzają hucpy, a udział w nich jest w moim przekonaniu świadectwem kompletnego braku zrozumienia sytuacji. Media nadmuchują histerię, bo zwiększa to oglądalność i pozwala na jednoznaczne samookreślenie. Co z tego, że w najgłupszy, możliwy sposób, bo poprzez negację. I podkreślę tutaj wyraźnie, że mam na myśli OBIE zwaśnione strony, kimkolwiek są i jakkolwiek je widzą uczestnicy wydarzeń.
A gdy ktoś zapyta: "a PRAWDA w tym wszystkim? I kto ma rację?" odpowiem tylko: "jaką rację? Że co?"
Następny tekst
Jeśli uważasz, że to co przeczytałeś było ciekawe albo wartościowe, kliknij na zieloną łapkę. Albo na tę drugą, jeśli nie. Takie kliknięcie zawsze jest przyjemne, bo oznacza, że to co piszę nie pozostawiło Cię obojętnym. Możesz również udostepnić ten tekst w serwisach społecznościowych, dzięki czemu inni też go zobaczą. możesz też zasubskrybować kanał RSS który będzie cię powiadamiał o nowych wpisach:
11